Jest takie miejsce w Warszawie, którego nazwa przypomina o czasach, gdy w Polsce panowali królowie pochodzący z Saksonii. Saksonia to region, który leży w Niemczech, a jej stolicą jest Drezno. Ród władców z Saksonii nazywano w Polsce dynastią saską. Stąd właśnie nazwa: Ogród Saski. Ten park u zbiegu ulic Marszałkowskiej i Królewskiej to wszystko, co pozostało dziś po pięknej i majestatycznej zabudowie tak zwanej Osi Saskiej.
Ponad trzysta lat temu drezdeńscy architekci na życzenie króla Augusta II zaprojektowali Oś Saską. Prace projektowe i budowlane trwały niemal czterdzieści lat, a wkrótce potem skończyło się saskie panowanie. Tak się jednak dziwnie złożyło, że miejsce, które miało być pamiątką potęgi i władzy wywodzących się z obcej dynastii królów, stało się w kolejnych latach ważne dla Polski i Polaków. Tu toczyły się walki podczas powstania kościuszkowskiego, w arkadach pałacu umieszczono Grób Nieznanego Żołnierza, a przed kolumnadą pomnik księcia Józefa Poniatowskiego. Chociaż po Powstaniu Warszawskim pałac został wysadzony w powietrze, plac pozostał świadkiem historii, podobnie jak ocalały z wojennych zniszczeń Grób Nieznanego Żołnierza. Na tym placu przemawiał papież Jan Paweł II podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski. Tu odbywają się uroczystości państwowe, wojskowe defilady, a w kolejne rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego gromadzą się tłumy mieszkańców miasta, by wspólnie śpiewać powstańcze piosenki.
Pałac przebudowywano, zmieniały się nazwy placu i wygląd ogrodu, wprowadzali się kolejni mieszkańcy. Zajrzyjmy razem przez okna Pałacu Saskiego w głąb jego historii. Każde z tych okien przeniesie nas w inne czasy, spotkamy ludzi, którzy mówili, zachowywali się i ubierali inaczej niż my. Podpatrzymy jak żyli i czym się zajmowali. Gotowi? Pora odsłonić firankę w pierwszym z pięciu okien Pałacu Saskiego.
Książka nominowana i NAGRODZONA w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2022 w kategorii: fakt
Czasami wydaje nam się, że historia to coś bardzo, bardzo odległego. Ale przecież gdy rodzice opowiadają o czasach, kiedy byli mali, są to opowieści o historii. Wspomnienia babci i dziadka – to też historia. I niewyraźne, czarno-białe fotografie w rodzinnym albumie także.
Każda rodzina ma swoją historię, a historie wszystkich rodzin zebrane razem stanowią historię świata. W tej książce zapraszam was do poznawania dziejów Polski poprzez dzieje rodzin żyjących tu od X wieku naszej ery aż po współczesność. Znajdziecie tu rodziny królów i książąt, lecz również wielkich wodzów, wynalazców, uczonych i artystów, zarówno szlachty, mieszczan jak i chłopów. W tym, żebyście nie pogubili się w związkach między bohaterami i nie pomylili się obliczając wszystkie „pra” opisanych tu praprzodków pomogą drzewa genealogiczne. To wykresy pokazujące, pokolenie, po pokoleniu, jak powiązani są ze sobą krewni.
Na pewno zauważycie, że między przedstawionymi w książce drzewami genealogicznymi zachodzą liczne związki. Pradziadek Jana Sobieskiego jest jednocześnie teściem praprapraprawnuka Zawiszy Czarnego, a nazwiska Czartoryskich i Zamoyskich splatają się ze sobą wielokrotnie w różnych pokoleniach. W taki właśnie sposób, z plątaniny rozrastających się szeroko gałęzi tworzy się historia kraju, w którym żyjemy.
Czy historia może rosnąć na drzewie? Przekonajcie się sami.
Jaką rolę w genealogii obecnych władców Wielkiej Brytanii i Hiszpanii odegrał wybuch Powstania Listopadowego w Warszawie? Co Sobiescy z Polski mają wspólnego ze szkocką dynastią Stuartów ? Kto był ostatnim męskim potomkiem rodziny Piłsudskich z Zułowa ? Odpowiedzi na te wszystkie pytania ukryte są w drzewach genealogicznych rozrysowanych przez Aleksandrę Fabię na kartach „Ładnej historii”. Te drzewa cały czas rosną, bieg historii się nie zatrzymuje. Tuż przed oddaniem tej książki do druku zmarła królowa Elżbieta II i jej autorki zdążyły jeszcze uwzględnić tam wstąpienie na tron Karola III. Natomiast już po jej ukazaniu się zmarł Kazuyasu Kimura…
„Ładna historia” wypełniona jest po brzegi faktami i ciekawostkami. I proporcja tych dwóch jest idealnie zrównoważona. Dzięki temu książka nie jest przegadana, trudna czy niezrozumiała. Jest natomiast bardzo ludzka. I nie jest to tylko leksykon postaci. To też cała masa ciekawostek o tym, jak żyło się setki lat temu. Znajdziesz tu więc informacje o przydomkach polskich władców, strojach średniowiecznych dam, królewskich ucztach, czy polskich noblistach. A oprócz tego są tu drzewa genealogiczne, które prezentują powiązania między opisywanymi postaciami (najlepiej oglądać je razem z dzieckiem, są dosyć szczegółowe).
Jeśli chcesz zaciekawić swoje dziecko historią polskich rodów (od X w. po współczesność), to koniecznie sięgnij po „Ładną historię”. Takich książek wciąż jest niewiele, dlatego nie przechodź obok niej obojętnie.
„Ładna historia” to cały las. Las drzew genealogicznych różnych polskich rodów, poczynając od Mieszka I na Piłsudskim kończąc, a w tle ciekawostki dotyczące ich zawiłych losów i czasów, w których żyli. Nie brak tu spisków, intryg, miłosnych zawodów, świetlistych planów i kompletnych porażek. (…) Historyczny pudelek.pl w pełnej krasie. Dla tych, którzy lubią wiedzieć, kto, z kim i dlaczego.
Zuzanna Orlińska z typową dla siebie wprawą sortuje ciekawostki historyczne, wydobywa smaczki, porządkuje chronologię. Czytając naprawdę można uwierzyć, że historia to bułka z masłem i przy odrobinie wprawy i zaangażowania da się ją opanować równie skutecznie jak robią to autorki.
Można czytać na wyrywki, albo godzinami biegać palcem po genealogicznych gałęziach. Nie sposób się tu nudzić. „Ładna historia” pięknie porządkuje wiedzę, która na lekcjach historii często miesza się i nie składa w całość. Ale przede wszystkim to niezła zabawa.
W gorącą lipcową noc Franek nie może zasnąć. Dwór w Chorkówce rozbrzmiewa tajemniczymi dźwiękami. Trwają przygotowania do wielkiej uroczystości – imienin wuja Ignacego. Dlaczego na jego cześć odbędzie się tak wielkie przyjęcie? I jaki związek mają z nim spiskowcy, olej skalny i milioner z Ameryki? Już niedługo, za sprawą papierowego teatrzyku i lampy naftowej wszystko stanie się jasne!
Lektura „Wszystko jasne!” to bez wątpienia świetny sposób, żeby przybliżyć małym czytelnikom dokonania Ignacego Łukasiewicza. Zuzanna Orlińska znalazła bowiem doskonały patent na to, jak zainteresować dzieci biografią wielkiego polskiego wynalazcy.
Kiedy Wydawnictwo Polarny Lis zaproponowało mi, żebym napisała teksty do zbioru baśni, legend i podań polskich, pierwszym moim uczuciem była niechęć. W dzieciństwie nie lubiłam bajek ani legend, zwłaszcza w wersjach, które były publikowane w podręcznikach szkolnych. Kojarzyły mi się z archaicznym, stylizowanym na ludowy językiem, niestrawnym dla czytelnika już w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Jako dziecko czytałam bardzo dużo i chętnie, nie obawiałam się trudnego słownictwa, ale odrzucały mnie te wszystkie „gędźby”, „synaczkowie”, „liczka” i okropna, niby staropolska składnia zdania z czasownikiem na końcu. Pod językowymi wygibasami, stylizowanymi na ludowe, ukrywał się dość przaśny dydaktyzm. Dzieła, którymi nas karmiono, miały wyraźne oblicze ideologiczne. Opowieść o Lechu, Czechu i Rusie stawała się historią o przyjaźni między państwami demokracji ludowej, a legenda o Piaście Kołodzieju i złym księciu Popielu opowiadała o masach pracujących miast i wsi, które przegoniły niedobrych obszarników.
Złe doświadczenia szczególnie mocno zapadają w pamięć, tak więc gdy Monika Walendowska z Wydawnictwa Polarny Lis zadzwoniła do mnie z propozycją stworzenia nowych wersji znanych bajek i legend, zamierzałam odmówić. Ale po namyśle przyszło mi do głowy, że może mój opór, a nawet lekkie obrzydzenie, które czułam do tego tematu, to sygnał, że na tym polu jest właśnie coś do zrobienia.
Ponieważ wydawnictwo nie postawiło ograniczeń co do adaptacji tradycyjnych wątków, dopuszczając nawet dość radykalne uwspółcześnienie, dysponowałam całkowitą swobodą. Akcja Boruty toczy się zatem w latach dziewięćdziesiątych, nawiązując do tej epoki iście diabelskich początków kapitalizmu sztafażem rodem z serialu Dynastia. Bazyliszek rozgrywa się natomiast w korytarzach metra i podziemnych garażach Warszawy drugiej dekady XXI wieku. Część opowieści została jednak umieszczona w tradycyjnych baśniowych realiach, czyli dawno, dawno temu i za górami, za lasami.
Tom dzieli się o na cztery części. Pierwsza zatytułowana jest Kto ty jesteś? Czyli o polskich pradziejach. Druga nosi tytuł Tam gdzie diabeł mówi dobranoc. Czyli wśród ludowych demonów i zawiera opowieści związane z kontaktami człowieka ze światem istot demonicznych. Trzecia część Współczesnego bajarza polskiego, zatytułowana Na psa urok. Czyli o mocy magicznych zaklęć zawiera znane opowieści o czarodziejskich przedmiotach i zaklętych postaciach. Ostatnia część książki nosi tytuł Skąd mam tę moc. Czyli o dawnych bohaterach i antybohaterach. Pojawiają się tu: Doktor Twardowski, zbój Madej czy Śpiący rycerze z Tatr.
Praca nad tą książką była doświadczeniem ciekawym, chociaż ogromnie trudnym. Przez cały czas lawirowałam pomiędzy wiernością gatunkowi, tworzonemu według konkretnych reguł, a wymogami współczesnego, atrakcyjnego dla młodego odbiorcy tekstu. Stale towarzyszyło mi pytanie, czy nie posuwam się za daleko, czy nie sprzeniewierzam się podstawowym regułom. Nadal nie jestem tego pewna. Na wszelki wypadek, aby nie razić purystów, wolę nazywać ten zbiór opowiadaniami na motywach bajek, legend i podań ludowych. Po zakończeniu pracy nad tą książką – a trwała ona niemal rok – doszłam do wniosku, że świetnie rozumiem tych wszystkich bajkowych bohaterów, którym udało się wdrapać na szklaną górę.
Warto również zwrócić uwagę na sposób przedstawienia kobiet we „Współczesnym bajarzu polskim”. W „Syrenie” to Sawa wykazuje się mądrością i współczuciem, gdy doprowadza do uwolnienia pół kobiety, pół ryby, którą uwięził Wars, w „Siostrzyczce” to dzięki poświęceniu głównej bohaterki ludzką postać odzyskują jej bracia zamienieni w kruki. Z kolei w „Śpiących rycerzach” do tatrzańskiej groty trafia odważna (a może po prostu złakniona przygód) dziewczynka będąca alter ego autorki.
Orlińska podjęła się tytanicznego trudu, żeby z czterotomowego zbioru Glińskiego wybrać utwory najciekawsze i najbardziej podatne na odświeżenie, a następnie wyłuskać z nich wątki i motywy, a potem napisać od nowa tak, aby oddać ducha, ale tchnąć nową jakość. Autorka wygładziła, pozbyła się rymowanych fragmentów, zrezygnowała z pełnych okrucieństwa scen służących zwłaszcza wymierzeniu bohaterom sprawiedliwej kary. We „Współczesnym bajarzu” próżno szukać też elementów sacrum, które Gliński umieszczał w swoich baśniach równie chętnie jak magiczne atrybuty, oraz motywów ksenofobicznych. To adaptacja na swój sposób egalitarna, możliwie neutralna światopoglądowo. Łatwo może się w niej przejrzeć każde dziecko.
Na przeczytanie „Współczesnego bajarza polskiego” poświęciłyśmy razem z 9-letnią córką kilkanaście miłych okołoświątecznych wieczorów. Ten dobry wspólny czas zamknęło dobitne pytanie o kolejny tom. To z pewnością najlepsza rekomendacja.
Książka ta to pięknie wydane, najważniejsze baśnie, w które umiejętnie tchnięto współczesnego ducha. Powinny być obecne na półce w każdym domu, żeby – czy młody, czy starszy, mógł po nie sięgnąć w dogodnej dla siebie chwili.
Pierwszego stycznia roku 1807 wjechały do Warszawy dwie osobistości.
Okołogodziny ósmej wieczorem pojawił się Napoleon Bonaparte. Cesarz Francuzów i król włoski w asyście oddziału mameluków stanął na Zamku Królewskim, gdzie powitał go przybyły nieco wcześniej jego brat Hieronim i książę Bergu, Joachim Murat. Stolica, ktora oczekiwała wielkiego wodza już od poprzedniego dnia, przyjęła go odświętną iluminacją.
Pół godziny później na praskim brzegu zatrzymał się Marcin Zięba.
Czy mieszkańcy Warszawy, którzy oczekiwali Napoleona jak zbawcy, nie doznają rozczarowania? I kim jest tajemniczy mężczyzna, którego radca Hoffmann uważa za swojego złego sobowtóra? Tego dowiemy się z ostatniego tomu trylogii „Uczeń sztukmistrza”. Poznamy także bliskiego krewnego Jordakiego Kuparenki i wreszcie odkryjemy, co stało się z wielką pieczęcią Francji. A w końcu pomaszerujemy z naszymi bohaterami daleko w głąb Rosji, na wyprawę wojenną pod wodzą cesarza Francuzów.
Polska literatura nieczęsto serwuje nam opowieści osadzone w pierwszych latach po trzecim rozbiorze i/lub w epoce napoleońskiej. Wyjaśnieniem jest zapewne zawiłość ówczesnych stosunków politycznych, które jedynie dobry autor jest w stanie odpowiednio wykorzystać do stworzenia kanwy dla zaprezentowania perypetii swoich bohaterów. Wielka szkoda, bo owa epoka na rodzimym rynku wydawniczym stanowi wciąż niewykorzystany potencjał. Na szczęście są wyjątki, a jeden z nich stanowi recenzowana książka, trzecia część trylogii autorstwa Zuzanny Orlińskiej.
Jak w poprzednich tomach (i poprzednich jej książkach historycznych) nieodmiennie zachwyca mnie kunszt i precyzja, z jaką Zuzanna Orlińska umieszcza swoich bohaterów w realiach epoki i krzyżuje ich drogi z postaciami autentycznymi. I jak zwykle czekam już na to, do jakich czasów zabierze czytelników w swojej kolejnej wyprawie wehikułem czasu.
„Uczeń sztukmistrza” w naprawdę atrakcyjny sposób przybliża młodym czytelnikom wydarzenia z początku XIX wieku. Wciągająca przygodowa fabuła jest tutaj połączona z przekonująco nakreślonym tłem historycznym, a na kartach powieści pojawia się cała plejada znakomitości tamtej epoki. Trzeba też przyznać, że „Sobowtór” jest znakomitym zwieńczeniem całej tej trylogii, gdyż wszystkie kluczowe wątki zostają domknięte w rzeczywiście przemyślany sposób.
Drugie spotkanie z Marcinem Ziębą, z którym przemierzamy Warszawę z początku XIX wieku. Bystry syn szewca ponownie znajdzie się w centrum działania spiskowców. Tym razem trup ściele się gęsto. Lawina zaskakujących zdarzeń nie pozwala spokojnie przyglądać się biegowi wypadków. Trzeba działać!
Tymczasem pierwszy balon Kuparenki zawiśnie nad miastem, muzyka Ernesta Teodora Amadeusza Hoffmanna wypełni koncertowe sale, a mechaniczne wynalazki zachwycą gawiedź. Wkrótce jednak zgiełk warszawskiej ulicy zagłuszy rytmiczny tupot wojskowych butów. Nadciągają oddziały Napoleona, na które wszyscy tak długo tu czekali…
Tym, co szczególnie zwraca uwagę podczas lektury najnowszej książki Orlińskiej, jest swego rodzaju teatralność, przejawiająca się wyjątkowym kunsztem w kreacji bohaterów, jak i misternie utkaną fabułą powieści. Na łamach recenzowanej książki Warszawa jawi się jako arena doniosłych wydarzeń istotnie wpływających na losy Starego Kontynentu, a jednocześnie niezależnych od niej samej, kontrolowanych i sterowanych przez większe potęgi pociągające za sznurki. Przyglądając się kolejnym próbom Kuparenki stworzenia teatru – często zresztą rozpaczliwym i nieudanym – niemal mimowolnie nasuwa się na myśl literacki motyw theatrum mundi, przedstawiający bohaterów niczym marionetki, bezwiedne i niesamodzielne, mające swą rolę do odegrania w wielkiej machinie historii. Jednocześnie jednak marionetki niezwykle dopracowane i przemyślane.
Ogromna staranność, dbałość o najmniejsze szczegóły, historyczny sztafaż, rola detali, z których każdy posiada tu swoją rolę – to wszystko sprawia, że książka Zuzanny Orlińskiej zachwyci swymi walorami artystycznymi nie tylko młodzież, ale i starszych czytelników. Tym bardziej, że również pod względem językowym lektura dostarcza wielu przyjemności.
„Powietrzny żeglarz” jest niezwykle wciągającą lekturą, która z jednej strony pozwala emocjonować się perypetiami głównego bohatera i jego przyjaciół, z drugiej pozwala bliżej poznać realia życia w Warszawie na początku XIX wieku. W efekcie czytelnicy będą z dużą niecierpliwością oczekiwać na trzeci tom „Ucznia sztukmistrza”, by móc poznać dalsze losy Macieja Zięby oraz kolejne dokonania Jordakiego Kuparenki, Antoniego Magiera i E.T.A. Hoffmanna.
Na kartach tej części spotykamy oczywiście wszystkich najważniejszych bohaterów, których poznaliśmy w poprzedniej, ale w tle pojawiają się także nowe postaci historyczne. Jest rok 1805, Warszawę opuszczają Prusacy i wkraczają do niej Francuzi pod wodzą marszałka Joachima Murata. Zuzanna Orlińska swoim zwyczajem z rozmachem wplata w akcję osoby, które jej czytelnicy znają ze szkolnych podręczników, więc na końcu nie odmówiła sobie także….
Nie, nie zdradzę, kto się tam we własnej ośmioletniej osobie pojawia. Musicie przeczytać sami 🙂
Orlińska pisze bogato, piękną polszczyzną i wiarygodnie stylizuje dialogi. Ulegamy złudzeniu cofnięcia się w czasie, choć język jest w całości zrozumiały i z pewnością daleki od autentycznej polszczyzny tamtych czasów. Podobnie wędrowanie z bohaterami po ulicach starej Warszawie, jeśli zna się współczesną topografię miasta, ma w sobie wymiar krajoznawczej wyprawy wstecz. To przyjemność nie do przeceniania.
24 sierpnia 2021 roku miałam okazję spotkać się z czytelnikami Miejskiej Biblioteki Publicznej w Stalowej Woli. Choć odbyło się tylko online, było dla mnie dużą przyjemnością. Spotkanie prowadziła Maria Krześlak-Kandziora. Zapraszam do obejrzenia naszej rozmowy, podczas której mowa była między innymi o tym, jak tworzy się powieść historyczną, skąd wzięli się i kim byli bohaterowie mojej ostatniej książki, a także o literackich planach na przyszłość .
Scena trylogii Uczeń sztukmistrza, której Król myszy jest pierwszym tomem, to Warszawa pod koniec rządów pruskich i w początkach epoki napoleońskiej. Na jej ulicach, w domach, teatrach i kawiarniach, w zaułkach i w pałacach przecinają się drogi głównych aktorów mających się dokonać mrocznych wydarzeń. Ludwik XVIII, uwikłany w intrygi i zdrady król-wygnaniec z rewolucyjnej Francji, malarze i muzycy, szpiedzy i wynalazcy, wielkie umysły epoki, ale również zwykli ludzie – szewcy, sprzedawcy, uliczne urwisy i żebracy – wszyscy tworzą żywy portret stojącej na progu dramatycznych przemian Warszawy.
W Warszawie mieszkam już od kilku lat i muszę przyznać, że z nieukrywaną przyjemnością sięgam po książki, których akcja rozgrywa się właśnie w stolicy. Zazwyczaj są to lektury fantastyczne lub takie, których fabuła umiejscowiona jest w czasach współczesnych. Z całą pewnością nie miałam jednak jeszcze do czynienia z pozycją taką jak ta! Taką, która pozwoli mi zupełnie inaczej spojrzeć na mijane zabudowania czy przemierzane na co dzień uliczki. (…) ,,Król Myszy” jest bowiem historią niezwykle uświadamiającą i ciekawą. Czytelnicy oprócz tego, że znacznie poszerzą swój zasób słownictwa czy dowiedzą się o wielu ciekawostkach z tamtych czasów, to przy okazji będą mieć okazję do wzruszenia i wielu emocjonalnych chwil. Należy jednak pamiętać, że jest to książka o nieco innej strukturze, niż tradycyjne, dlatego polecam ją raczej wytrawnym miłośnikom literatury. Mogę śmiało obiecać, że przeczytanie całej, przyniesie każdemu wiele satysfakcji.
Recenzowaną pozycję ciężko jednoznacznie zakwalifikować jako książkę napisaną z myślą wyłącznie o młodzieży. Starszy Czytelnik lepiej uchwyci wzrokiem i zrozumie kontekst opisywanych wydarzeń – moment zderzenia starego i nowego ładu, Warszawę pod zaborami, echa przegranych powstań, historycznych bohaterów, tworzenie napoleońskiego porządku w Europie. Na innych aspektach skupi się natomiast młodszy odbiorca tekstu, który w trakcie lektury zapewne dostrzeże przygody i fantazję Marcina, atrakcyjnie zaprezentowane ciekawostki naukowe z epoki oraz humor związany z relacjami pomiędzy tak różniącymi się – wiekiem, statusem społecznym, narodowością, charakterem – postaciami. Historyczna przygoda z górnej półki. Tak powinno się pisać książki dla młodzieży. Polecam uwadze miłośnikom awanturniczych powieści z historią w tle!
Marcin Zięba, syn szewca, codziennie staje do walki z losem o małe radości i dobrą przyszłość. Wspaniałe dokonania wielkich umysłów epoki inspirują do szukania nowych dróg. W korowodzie wyjątkowych postaci spotkamy artystę Ernesta Hoffmana, fizyka Antoniego Magiera i kolorowego ptaka Jordakiego Kuparenkę – wynalazcę, który zostawia nam ciekawy klucz do odczytania świata. Zapewniam, że fascynujących postaci w „Królu Myszy” czytelnik będzie miał pod dostatkiem! Czy na scenie cyrkowej, czy teatralnej – przedstawienie trwa! Wielkie starcie wartości -„szkiełko i oko”, serce i emocje! A wszystko po to, aby teatr świata ciągle nas zachwycał! „Król Myszy” to prawdziwa powieść-spektakl, w której wspaniale rozpisane role głęboko poruszają emocje. Jesteśmy marionetkami w wielkim teatrze świata! A może uda się zerwać obezwładniające sznurki?
W powieści Zuzanny Orlińskiej znajdziemy nie tylko intrygującą historię przygodową, ale również przekonująco nakreślony obraz życia w Warszawie na początku XIX wieku. Oprócz już wspomnianych postaci pojawia się tutaj wiele innych znanych osobistości tej epoki, jak choćby książę Józef Poniatowski, Samuel Bogumił Linde czy Jan Kiliński (notabene darzony głęboką niechęcią przez ojca Marcina wyraźnie zazdroszczącego koledze po fachu jego powodzenia). Wraz z bohaterami zapuszczamy się w różne zakątki miasta, odwiedzamy zarówno zadbane kamienice, jak i ubogie zaułki, a także poznajemy rozmaite atrakcje, z których mogli w tamtych czasach korzystać warszawiacy. Wszystko to sprawia, że od lektury „Króla Myszy” naprawdę trudno się oderwać, a czytelnicy z pewnością będą niecierpliwie czekać na drugi tom tego cyklu.
Musisz mi oddać swoje książeczki, lalki z cukru i sukieneczki, bo inaczej zagryzę twojego Dziadka do Orzechów – zapiszczał Król Myszy. I Klara oddała wszystko. Dzięki Królowi Myszy, powieści pełnej ukrytych treści i szczegółów, czytelnik zgłębi tajemnice epoki, zostając przy okazji wciągniętym w sam środek historycznych wydarzeń.
Zaczyna się niewinnie, ale nie dajcie się na to nabrać! Z biegiem stron opowieść się rozkręca, mroczne intrygi i postacie kryją się tylko po to, żeby znienacka wyskakiwać i zaskakiwać nas, czytelników. Kończysz czytanie i pytasz: „No, dobrze, ale co dalej było? Kiedy dalszy ciąg?”.
Przewodnik jest adresowany do dzieci i młodzieży, jednak formuła rodzinnych spacerów sprawia, że chcemy, aby był czytany i używany przez całą rodzinę, zarówno dzieci, jak rodziców i dziadków. Ma łączyć pokolenia, zachęcać do wspólnych spacerów po Starych Powązkach i odkrywania ich historii a jednocześnie – historii Warszawy i Polski.
Książka w zamierzeniu ma wypełnić lukę na rynku publikacji poświęconych jednej z najstarszych i najważniejszych polskich nekropolii. Obecnie nie jest dostępne żadne wydawnictwo, które tak wnikliwie i wszechstronnie traktowałoby temat Cmentarza Powązkowskiego (od strony architektury, sztuki, historii, przyrody i biografii spoczywających tam osób), a jednocześnie byłoby adresowane do dzieci i młodzieży.
Książka Miasto Pamięci powstała w ramach stypendium artystycznego m. st. Warszawy na rok 2018.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
(…) W bardzo interesujący sposób przedstawiona jest w książce historia XIX wiecznej Warszawy. Prawie w każdym spacerze pojawiają się bohaterowie tych czasów. Wokół ich życia tkana jest opowieść o wydarzeniach historycznych i kulturalnych epoki. Wątki z kilku spacerów dotyczące Warszawy w XIX wieku tworzą przepiękny obraz miasta ciągle walczącego o niepodległość, będącego jednym z głównych ośrodków polskiej myśli naukowej, wyznaczającego kierunki rozwoju w wielu dziedzinach – literatury, sztuki. Bardzo dużą wartością jest przedstawienie w jednej opowieści osób żyjących w różnych czasach. Pozwala to młodemu czytelnikowi na spacer po linii czasu, może widzieć on wyraźnie ciągłość dziejów. Dowie się o bohaterstwie powstańców styczniowych, żołnierzy Armii Krajowej, ofiarach czasów komunizmu. Pozna muzykę Henryka Wieniawskiego i Krzysztofa Komedy. Lektura Miasta pamięci pokazuje, że autorka jest zafascynowana Starymi Powązkami. Dociera do niesamowitych miejsc, zgłębia tajemnice, poszukuje odpowiedzi. To wszystko jest tak wyraźne, że poprzez swoje zainteresowanie wzbudza zainteresowanie czytelników, poprzez swoje zaciekawienie, zaciekawia nas. Ta opowieść o historii i kulturze Polski jest opowieścią o konkretnych ludziach, często nie z pierwszych kart podręczników, ale zawsze z ciekawym, często tajemniczym życiorysem. Dzięki lekturze Miasta pamięci dowiemy się między innymi gdzie pochowany jest prapradziadek następcy tronu Wielkiej Brytanii księcia Williama, poznamy historię polskiego Jamesa Bonda czasów II wojny światowej Kazimierza Leskiego, poszukamy na grobach Starych Powązek armaty, nart,śmigieł samolotów. Znajdziemy też miejsce pochówku egzekutora wyroków sprawiedliwości, czyli kata lub usłyszymy legendy o duchu pojawiającym się na cmentarzu.
Miasto pamięci Zuzanny Orlińskiej to nie tylko lekcja historii, literatury i kultury, to też wielka lekcja patriotyzmu pokazująca miłość do ojczyzny realizującą się w różny sposób – z bronią w ręku, piórem, pędzlem malarskim, kamerą. To pierwsza książka o historii Starych Powązek dla dzieci i młodzieży tak rzetelna historycznie i przepiękna literacko. To jedna z lepszych książek o historii dla dzieci i młodzieży.
Maria Antoszkiewicz Historyk, nauczyciel historii w warszawskiej szkole podstawowej
Miasto pamięci to nie tylko przewodnik – spacerownik. To także książka, która zachęca nas do zadumy nad sprawami trudnymi i ostatecznymi. Warto dać się jej do tego namówić. A potem odwiedzić Powązki.
Jeśli Stare Powązki Cię onieśmielają, „Miasto pamięci” będzie dobrym początkiem, by się z nimi zakolegować. Choć dziś sama szkolę przewodników, niektóre historie opisane przez Zuzannę Orlińską usłyszałam po raz pierwszy. Dużym atutem jest staranna, przyciągająca oko szata graficzna – to akurat nie dziwi, zważywszy na fakt, że autorka jest ilustratorką i absolwentką Wydziału Grafiki stołecznej ASP. Polecam gorąco!
Andrzej Frycz Modrzewski tworzył w Brzezinach, Julian Tuwim kochał Inowłódz, Marcin Bielski spisywał Kronikę wszytkiego świata w Pajęcznie. Kazimierz Wielki odnalazł miłość życia w Opocznie, Kazimierzowi Jagiellończykowi Krzyżacy składali hołd w Piotrkowie Trybunalskim, Władysław Jagiełło wracał wielokrotnie do Przedborza.
Wielka historia działa się na oczach mieszkańców małych miast, a dziś dzięki opowieściom z tej książki może o nich przeczytać każde dziecko w Polsce. Bo na historię Polski składają się właśnie te mniej i bardziej doniosłe zdarzenia, które rozgrywały się w małych ojczyznach, bliskich każdemu z nas.
Oprócz moich, w książce tej znalazły się opowiadania Grażyny Bąkiewicz i Pawła Wakuły.
Gdy najlepsi kucharze przygotowują dla Ciebie kociołek parującej zupy, masz pewność, że wszystko, co z niego wyłowisz, będzie przepyszne. I tak jest też z niezwykłą książką Kociołek opowieści. Poczytaj ze mną, którą przygotowało siedmioro polskich twórców literatury dziecięcej we współpracy z wybitnymi ilustratorami. Kociołek opowieści. Poczytaj ze mną to zbiór siedmiu opowiadań przeznaczonych dla przedszkolaków i uczniów pierwszych klas szkoły podstawowej. Wciągające historie sprawdzą się zarówno do wspólnego czytania przed snem, jak i do pierwszych prób samodzielnej lektury. Każda opowieść należy do innego gatunku: reportażu, baśni, bajki, eposu, kryminału, opowiadania i fantasy, dzięki czemu mały czytelnik ma szansę poznać różne konwencje literackie.
Opowiadanie, które napisałam, Kosmiczna katastrofa to kryminał, w którym zaginięcie pomocy szkolnych z klasy zdaje się zwiastować dla Wszechświata katastrofalne konsekwencje…
W powstanie Kociołka opowieści zaangażowali się oprócz mnie Zofia Stanecka, Jarosław Górski, Ewa Nowak, Joanna Olech, Emilia Kiereś, Agnieszka Frączek i ilustratorzy tej miary co Joanna Rusinek, Magda Kozieł-Nowak, Joanna Olech, Aleksandra Krzanowska, Adam Pękalski i Jola Richter-Magnuszewska.
W 2018 roku plener ilustratorów w Krasnobrodzie przyniósł kolejny rocznicowy temat – tym razem mieliśmy zilustrować dzieła Stanisława Moniuszki, mającego w 2019 roku obchodzić swoje dwusetne urodziny.
Na wystawę poplenerową wybrałam do zilustrowania operę Straszny dwór:
Książka pokazuje, jak przebiegały ostatnie lata „życia między wierszykami” Anny Podczaszy i jej rodziny (w tym trójki dzieci, które w książce poznajemy i z psocenia, i z imienia). Poetka w żywiołowych, dowcipnych, przewrotnych, niekiedy gorzko ironicznych, ale zawsze czułych wierszach zapisuje swoje doświadczenie bycia matką. Teksty z Grymasów to rodzaj „donosów” – tak jak synowie i córka donoszą mamie na siebie nawzajem, tak mama-poetka „donosi” na nich czytelnikom. (opis ze strony wydawcy: https://www.biuroliterackie.pl)
W Krasnobrodzkim Domu Kultury do końca października można oglądać wystawę ilustracji, które powstały po zeszłorocznych warsztatach ilustratorów. tematem były kołysanki. Autorzy prac (a byli wśród nich Józef Wilkoń, Teresa Wilbik, Maria Ekier, Bogusław Orliński, Hanna Grodzka-Nowak, Krystyna Michałowska, Jolanta Marcolla, Krystyna Lipka-Sztarbałlo, Anna Sędziwy, Elżbieta Wasiuczyńska, Mieczysław Wasilewski, Franciszek Maśluszczak, Małgorzata Dmitruk, Artur Gołębiowski, Piotr Fąfrowicz, Mikołaj Kamler, Jolanta Kolary, Zbigniew Kołaczek, Aleksandra Kucharska-Cybuch, Halina Kuźnicka, Bartłomiej Kuźnicki, Aleksandra Michalska-Szwagierczak, Leszek Ołdak, Wanda Orlińska, Małgorzata Sawicka-Woronowicz, Katarzyna Stanny i ja) sięgali nie tylko po babcino-ludowe pioseneczki, znane każdemu z dzieciństwa. Okazało się, że kołysanki pisali także tacy poeci jak Joanna Papuzińska, Kazimiera Iłłakowiczówna, Jeremi Przybora, Konstanty Ildefons Gałczyński czy William Szekspir. Wyszła z tego wystawa niezwykle urozmaicona, ciekawa i taka, na której na pewno nie da się zasnąć… A poniżej moje prace:
Jak co roku, Zamojskie BWA zorganizowało w Zwierzyńcu Plener Ilustratorów – tym razem poświęcony twórczości Bolesława Leśmiana. Wybrałam do zilustrowania Przygody Sindbada Żeglarza i oto, co z tego wyszło: