Współczesny bajarz polski

Polarny Lis

Kiedy Wydawnictwo Polarny Lis zaproponowało mi, żebym napisała teksty do zbioru baśni, legend i podań polskich, pierwszym moim uczuciem była niechęć. W dzieciństwie nie lubiłam bajek ani legend, zwłaszcza w wersjach, które były publikowane w podręcznikach szkolnych. Kojarzyły mi się z archaicznym, stylizowanym na ludowy językiem, niestrawnym dla czytelnika już w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Jako dziecko czytałam bardzo dużo i chętnie, nie obawiałam się trudnego słownictwa, ale odrzucały mnie te wszystkie „gędźby”, „synaczkowie”, „liczka” i okropna, niby staropolska składnia zdania z czasownikiem na końcu. Pod językowymi wygibasami, stylizowanymi na ludowe, ukrywał się dość przaśny dydaktyzm. Dzieła, którymi nas karmiono, miały wyraźne oblicze ideologiczne. Opowieść o Lechu, Czechu i Rusie stawała się historią o przyjaźni między państwami demokracji ludowej, a legenda o Piaście Kołodzieju i złym księciu Popielu opowiadała o masach pracujących miast i wsi, które przegoniły niedobrych obszarników.

Złe doświadczenia szczególnie mocno zapadają w pamięć, tak więc gdy Monika Walendowska z Wydawnictwa Polarny Lis zadzwoniła do mnie z propozycją stworzenia nowych wersji znanych bajek i legend, zamierzałam odmówić. Ale po namyśle przyszło mi do głowy, że może mój opór, a nawet lekkie obrzydzenie, które czułam do tego tematu, to sygnał, że na tym polu jest właśnie coś do zrobienia.

Ponieważ wydawnictwo nie postawiło ograniczeń co do adaptacji tradycyjnych wątków, dopuszczając nawet dość radykalne uwspółcześnienie, dysponowałam całkowitą swobodą. Akcja Boruty  toczy się zatem w latach dziewięćdziesiątych, nawiązując do tej epoki iście diabelskich początków kapitalizmu sztafażem rodem z serialu Dynastia. Bazyliszek rozgrywa się natomiast w korytarzach metra i podziemnych garażach Warszawy drugiej dekady XXI wieku. Część opowieści została jednak umieszczona w tradycyjnych baśniowych realiach, czyli dawno, dawno temu i za górami, za lasami.

Tom dzieli się o na cztery części. Pierwsza zatytułowana jest Kto ty jesteś? Czyli o polskich pradziejach. Druga nosi tytuł Tam gdzie diabeł mówi dobranoc. Czyli wśród ludowych demonów i zawiera opowieści związane z kontaktami człowieka ze światem istot demonicznych. Trzecia część Współczesnego bajarza polskiego, zatytułowana Na psa urok. Czyli o mocy magicznych zaklęć zawiera znane opowieści o czarodziejskich przedmiotach i zaklętych postaciach. Ostatnia część książki nosi tytuł Skąd mam tę moc. Czyli o dawnych bohaterach i antybohaterach. Pojawiają się tu: Doktor Twardowski, zbój Madej czy Śpiący rycerze z Tatr.

Praca nad tą książką była doświadczeniem ciekawym, chociaż ogromnie trudnym. Przez cały czas lawirowałam pomiędzy wiernością gatunkowi, tworzonemu według konkretnych reguł, a wymogami współczesnego, atrakcyjnego dla młodego odbiorcy tekstu. Stale towarzyszyło mi pytanie, czy nie posuwam się za daleko, czy nie sprzeniewierzam się podstawowym regułom. Nadal nie jestem tego pewna. Na wszelki wypadek, aby nie razić purystów, wolę nazywać ten zbiór opowiadaniami na motywach bajek, legend i podań ludowych. Po zakończeniu pracy nad tą książką – a trwała ona niemal rok – doszłam do wniosku, że świetnie rozumiem tych wszystkich bajkowych bohaterów, którym udało się wdrapać na szklaną górę.

Warto również zwrócić uwagę na sposób przedstawienia kobiet we „Współczesnym bajarzu polskim”. W „Syrenie” to Sawa wykazuje się mądrością i współczuciem, gdy doprowadza do uwolnienia pół kobiety, pół ryby, którą uwięził Wars, w „Siostrzyczce” to dzięki poświęceniu głównej bohaterki ludzką postać odzyskują jej bracia zamienieni w kruki. Z kolei w „Śpiących rycerzach” do tatrzańskiej groty trafia odważna (a może po prostu złakniona przygód) dziewczynka będąca alter ego autorki.

Esensja.pl

Orlińska podjęła się tytanicznego trudu, żeby z czterotomowego zbioru Glińskiego wybrać utwory najciekawsze i najbardziej podatne na odświeżenie, a następnie wyłuskać z nich wątki i motywy, a potem napisać od nowa tak, aby oddać ducha, ale tchnąć nową jakość. Autorka wygładziła, pozbyła się rymowanych fragmentów, zrezygnowała z pełnych okrucieństwa scen służących zwłaszcza wymierzeniu bohaterom sprawiedliwej kary. We „Współczesnym bajarzu” próżno szukać też elementów sacrum, które Gliński umieszczał w swoich baśniach równie chętnie jak magiczne atrybuty, oraz motywów ksenofobicznych. To adaptacja na swój sposób egalitarna, możliwie neutralna światopoglądowo. Łatwo może się w niej przejrzeć każde dziecko.

Na przeczytanie „Współczesnego bajarza polskiego” poświęciłyśmy razem z 9-letnią córką kilkanaście miłych okołoświątecznych wieczorów. Ten dobry wspólny czas zamknęło dobitne pytanie o kolejny tom. To z pewnością najlepsza rekomendacja.

Mała czcionka

Książka ta to pięknie wydane, najważniejsze baśnie, w które umiejętnie tchnięto współczesnego ducha. Powinny być obecne na półce w każdym domu, żeby – czy młody, czy starszy, mógł po nie sięgnąć w dogodnej dla siebie chwili.

Bajkochłonka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *