
Dzieci czytają książki, dorośli – autorów. Zapytaj dorosłego, co czyta, odpowie – Prousta, Marqueza, Kawafisa albo Rilkego. Dziecko – poda tytuł, na przykład: Koziołka Matołka albo opisze treść: „O Lotcie, jak wyprowadziła się z domu”. Wyjątek stanowi Brzechwa. Moje dziecko mówi: „To było w tamtej brzechwie z lisem” albo dumnie ogłasza, że wymyśliło ostatnio „dwie nowe brzechwy”. Brzechwa to dla niego nie jest nazwisko, to gatunek literacki i właściwie, znając twórczość poety urodzonego jako Jan Lesman, musimy przyznać rację dziecku.
Dorośli nie tylko czytają autorów, lubią też czytać o autorach. Dochodzę do takiego wniosku przeglądając strony internetowe, poświęcone książkom dla dzieci. Wpisz w wyszukiwarce: Mary Poppins, Pippi Langstrumpf, czy Alicja w Krainie Czarów – wynik zawsze doprowadzi cię do strony poświęconej życiu tych, w których wyobraźni zrodziły się te postaci. Życie prywatne autorów – oto, co interesuje dorosłych ludzi. Gdzie mieszkali, co jedli, z kim się ożenili (lub nie) i dlaczego byli nieszczęśliwi.
Piszę o książkach dla dzieci, ale, niestety, jestem dorosła. Nie będę udawać, że tego wszystkiego nie przeczytałam. Przeczytałam, a owszem i ugięłam się pod naporem tej biograficznej pornografii. Muszę coś z tym zrobić, bo pęknę.
Kto chce zachować niepokalaną dziecięcą niewinność, niech teraz pójdzie pooglądać Teletubisie. Ja dłużej nie wytrzymam.

Podejmując próbę usystematyzowania biografii autorów książek dla dzieci, można stosować różne kryteria. Na początek podzielmy ich na tych, którzy lubili dzieci za bardzo i tych, którzy za nimi nie przepadali. Ci pierwsi są przeważnie przedstawiani jako pedofile, drudzy – jako zimne dranie. W kategorii domniemanych pedofilów prym wiodą J.M.Barrie oraz Lewis Carroll. Z Carrollem jest jednak pewien kłopot. Owszem, wielu biografów twierdzi, że interesował się małymi dziewczynkami, a zainteresowanie to wygasało zwykle, gdy kończyły czternaście lat. Fotografował je w swobodnych pozach, malowniczo obnażone. Nocowały w jego domu bez opieki, zabierał je na spacery i wakacje, kupował prezenty. Miał nawet zaproponować małżeństwo jedenastoletniej Alice Liddell, co jakoby przyczyniło się do zerwania stosunków z jej rodziną.
Z drugiej strony jednak znane jest jego zamiłowanie do erotycznej poezji Swinburne’a i upodobanie do oglądania aktów (dorosłych) kobiet oraz skąpo odzianych artystek cyrkowych. A z najnowszych badań wynika, że niektóre z zaprzyjaźnionych z nim „dziewczynek” mogły mieć koło dwudziestki, kiedy wciąż jeszcze pomieszkiwały u niego i spacerowały, trzymając go za rękę.
To zabawne, że w epoce wiktoriańskiej lepiej dla niego było wydawać się pedofilem niż lubieżnikiem, bo nie widziano niczego zdrożnego w słodkiej zażyłości z dzieckiem. My uważamy pedofilię za najbardziej obmierzłe ze zboczeń, zaś rozwiązłe życie skłonni bylibyśmy traktować łaskawiej.
A zatem – pedofil czy lubieżnik? Tak naprawdę, znane nam fakty z życia Lewisa Carrolla nie przynoszą dowodów na żadną z tych tez. Oczywiście, czego nie dowiemy się z biografii, można wywnioskować analizując twórczość. Już w 1933 roku opublikowano artykuł Alice in Wonderland Psycho-Analyzed, którego autor doszedł do banalnego wniosku, że książka jest symbolicznym zapisem podświadomości autora. W naszych czasach każde dziecko wie, co oznacza spadanie w głąb króliczej nory, więc nie zdziwi nas fakt, że i Anthony Goldschmidt uznał to za symbol penetracji seksualnej. Seksualnymi symbolami są także jego zdaniem drzwi po obu stronach holu, w którym Alicja znalazła się po upadku. Oznaczają, oczywiście, narządy kobiece. Alicja – pisze Goldschmidt – nie zwraca uwagi na drzwi normalnego rozmiaru, jej zainteresowanie budzą wyłącznie maleńkie drzwiczki, za którymi kryje się cudowny ogród. Ha, mamy cię, przebrzydły Carrollu, marzą ci się dziecięce narządy – konkluduje Goldschmidt.
Za nieskomplikowanym intelektualnie wywodem Goldschmidta posypały się następne. Freudyści upodobali sobie zwłaszcza scenę gry w krykieta przy pomocy flamingów (bo różowe i ciekawe w kształcie), podkreślali też, że kałuża z łez wypłakanych przez Alicję to symbol początku życia, wód płodowych. Byłaby zatem Alicja jednocześnie płodem w macicy, matką (to przecież jej łzy) oraz własnym ojcem, penetrującym seksualnie króliczą norę. Niejaki Geza Roheim z zapałem zajął się drugą częścią przygód Alicji i ze sceny uczty królowych wywnioskował ni mniej ni więcej, że Carroll jako najstarszy z jedenaściorga dzieci snuł kanibalistyczne fantazje na temat swojego rodzeństwa, rywalizującego z nim o względy matki.
Gdzie w tym wszystkim jest Lewis Carroll, nie mam pojęcia. Widzę tylko jego blady, znikający uśmiech. W końcu on też pochodził z Cheshire…

Niespodziewanie natknęła się na trójnogi stolik, całkowicie wykonany ze szkła: nie leżało na nim nic, prócz malusieńkiego złotego kluczyka, więc natychmiast przyszło jej do głowy, że może należy on do którychś drzwi sali, lecz niestety! albo zamki były za wielkie, albo kluczyk za mały, w każdym razie nie otworzyła nim żadnych drzwi. Mimo to, gdy po raz drugi rozpoczęła wędrówkę wokół sali, natknęła się na niską kotarę, której przedtem nie zauważyła; za tą kotarą znajdowały się niewielkie drzwiczki, wysokie na mniej więcej piętnaście cali: spróbowała wsunąć kluczyk w zamek i ku jej wielkiej uciesze – pasował!”
Lewis Carroll Przygody Alicji w Krainie Czarów
Autor Piotrusia Pana ma równie zszarganą reputację, z tą tylko różnicą, że jego uważa się za miłośnika małych chłopców. Podobnie jak Carroll dawał wyraz swojej skłonności fotografując dzieci w nader skąpej odzieży. Nie można go natomiast uważać za rozpustnika, nie posiadał bowiem życia seksualnego, a żonie, która, zdaje się, miała mu to za złe, tłumaczył: Boys can’t love. W związku z tym małżeństwo się rozpadło, a Barrie realizował swoje potrzeby emocjonalne sprawując opiekę nad piątką osieroconych chłopców. Nawiasem mówiąc, tak bardzo pragnął być ich prawnym opiekunem, że sfałszował ostatnią wolę ich matki, wychowanie dzieci powierzającej komuś innemu.

Na przeciwnym biegunie znajdują się pisarze, mający trudności w kontaktach z dziećmi. Niestety, chodziło przeważnie o ich własne dzieci. Na przykład Juliusz Verne uważał swojego syna Michela za zakałę i główną przyczynę zgryzot. Christopher Milne wspominał, że w dzieciństwie jego spotkania z ojcem ograniczały się do pół godziny spędzonej przy śniadaniu i kwadransa przed obiadem. Przyjaźń połączyła ich dopiero, kiedy Christopher miał kilkanaście lat.
Autor Kubusia Puchatka był ponadto sztywniakiem, zażenowanym sławą autora książek dla dzieci. Znacznie bardziej cenił swoją „dorosłą” twórczość, a Puchatek szybko zaczął go irytować. Problemy małżeńskie stawiają go w jednym rzędzie ze sporą grupą brytyjskich pisarzy, przedkładających męskie przyjaźnie nad związki uczuciowe z kobietami. Wyraźnie widać to w jego twórczości: wśród mieszkańców Stumilowego Lasu jest tylko jedna postać rodzaju żeńskiego – ograniczona Kangurzyca, niezainteresowana czymkolwiek, prócz własnego Maleństwa1. Brak również najmniejszej wzmianki o mamie Krzysia, chociaż Christopher Milne twierdził po latach, że niektóre fragmenty książek o Puchatku zaczerpnięte zostały z opowiastek wymyślanych dla niego przez matkę. Czysto męskie towarzystwo pojawia się w O czym szumią wierzby Kennetha Grahame’a, dziecięcym odpowiedniku Klubu Pickwicka. Żadnej kobiety nie ma w składzie drużyny we Władcy Pierścieni, a w trzech opasłych tomach występuje zaledwie kilka znaczących postaci kobiecych. Tolkien podobno w głębi duszy uważał kobiecy intelekt za pośledniejszy od męskiego2. Jego przyjaciel, C.S. Lewis, aczkolwiek nieżonaty, zgromadził sporą wiedzę na temat płci przeciwnej, przez kilkadziesiąt lat dzieląc dom z despotyczną matką swego poległego na froncie kolegi, a to doświadczenie doprowadziło go do podobnych wniosków, co Tolkiena. Uważał kobiety za niezdolne do logicznego myślenia, z natury swojej stworzone do podległości mężczyźnie, a nade wszystko postrzegał je jako przeszkodę w prawdziwie męskiej przyjaźni. Martwego przyjaciela należy opłakiwać – pisał – żonatego należy się wystrzegać, gdyż obaj są jednakowo straceni3. A w innym miejscu: Już od zarania dziejów my, mężczyźni zbieraliśmy się i dokonywaliśmy niezwykłych czynów. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem, my, dzielni, my, łowcy, połączeni wspólnymi umiejętnościami, dzielący trudy i niebezpieczeństwa, szukający wytchnienia w ulotnych żartach z dala od kobiet i dzieci.4 W przypadku Lewisa i innych dzielnych łowców z Oksfordu, trudy i niebezpieczeństwa polegały głównie na wychylaniu kufla za kuflem w pubie Pod Ptakiem i Niemowlakiem, ale ważne, że mieli przy tym poczucie misji.
W zestawieniu z mrocznym zboczeniem Lewisa Carrolla, pisarze przedstawieni powyżej wydają się niewinni jak dzieci. Mimo umiłowania męskiej przyjaźni, żaden z nich nie był nawet homoseksualistą, a C.S.Lewis celowo ubierał się niedbale i brzydko, paradując w wymiętej, poplamionej odzieży i w płaszczu przeciwdeszczowym koloru łajna5 ,by przypadkiem nie być posądzonym o skłonność do przedstawicieli własnej płci.

Porzućmy zatem kategorię mizoginicznych nudziarzy, zajmijmy się pisarkami, żeby nikt nas nie oskarżył o to, że uważamy kobiety za mniej zdolne do komplikowania sobie życia. W tej dziedzinie mało kto zdołał prześcignąć panią Edith Nesbit. Zagorzała socjalistka, w wieku dziewiętnastu lat poznała radykalnego działacza Huberta Blanda. Ślub wzięli w 1880 roku, na dwa miesiące przed narodzeniem ich pierwszego dziecka. Przez długi czas mieszkali osobno, ponieważ Hubert musiał zajmować się swoją starą matką. Zajął się przy okazji jej damą do towarzystwa, co zaowocowało potomstwem.
Państwo Bland zamieszkali pod jednym dachem, urodziły im się dzieci, lecz nie stali się wcieleniem wiktoriańskich ni edwardiańskich cnót. Wkrótce krąg rodzinny powiększył się o bliską przyjaciółkę pani Nesbit, Alice Hoatson, która niedługo potem urodziła córkę Huberta. Życie w takiej dużej rodzinie, z trojgiem rodziców, nie mogło być nudne, jednak zajęta działalnością społeczną Nesbit nie poświęcała dzieciom zbyt wiele czasu, pozostawiając trudy wychowania kochance męża. Jeden z chłopców, piętnastoletni Fabian, zmarł po przeprowadzonej w domu operacji migdałków, gdyż zapomniano mu powiedzieć, że nie należy jeść przed zabiegiem w narkozie. Najstarszy syn, Paul, nigdy nie mógł pogodzić się z burzliwym życiem matki, wiecznie otoczonej przez młodszych od siebie kochanków. Został maklerem giełdowym. Na pewno codziennie zabierał do pracy teczkę i parasol, aż do tego dnia w roku 1940, kiedy pozbawił się życia zażywając truciznę. No, ale o to nie należy już obwiniać jego matki.

W długim życiu Pameli Travers zmieściło się wszystko, zupełnie jak w dywanikowej torbie Mary Poppins, inny w nim wszakże panował ład. Znalazły się tam sprawy, na widok których idealna niania skrzywiłaby się lub co najmniej wzruszyła ramionami. Narwana Travers oddawała się intensywnym poszukiwaniom duchowym, była uczennicą charyzmatycznego ormiańskiego mistyka – Gurdżijewa, członkinią Towarzystwa Teozoficznego, w późniejszych latach fascynowała się Krishnamurtim. Miała prawdopodobnie miłosne przygody z kobietami, nigdy nie żyła w dłuższym związku z mężczyzną, ale adoptowała dziecko. Jej przybrany syn Camillus był jednym z bliźniąt, lecz o tym, że ma brata dowiedział się dopiero w siedemnastym roku życia, kiedy to spotkał go w Londynie. Ezoteryczne zainteresowania Travers przeniknęły do książek o Mary Poppins i nasyciły je new age’ową symboliką. Dziwi mnie, że podskórnych wątków opowieści o poczciwej niani nie wykryli jeszcze inkwizytorzy, rzucający na stos znacznie mniej kontrowersyjne ideologicznie tomy o Harrym Potterze.
Kategoria: kobiety jest mocno naciągana, bo cóż poza płcią je łączy? Zresztą większość pisarzy należy do więcej niż jednej kategorii. Na przykład Edward Lear i Hans Christian Andersen sąsiadują ze sobą co najmniej w dwóch działach: brzydali i homoseksualistów.
Andersen jest indywidualnością rozsadzającą ramy wszystkich kategorii. Ten rozdygotany, próżny hipochondryk, łasy na pochwały snob, był także seksualnym frustratem, czułym na wdzięki obu płci. Jego skłonność do wzruszania się do łez własnym losem żenuje nas nie mniej, niż pedantyczny obyczaj odnotowywania bólu zębów i jakości wypróżnień. O tym, jak przyjmowany był przez współczesnych może świadczyć treść kartki, którą po jego wyjeździe goszczący go Charles Dickens przyczepił do ściany zajmowanej przez Andersena sypialni: Hans Andersen spał w tym pokoju przez pięć tygodni – dla mojej rodziny to była WIECZNOŚĆ!6.
A do ilu kategorii należałoby przypisać Ernesta Teodora, samozwanego Amadeuszem, Hoffmana? Twórca Dziadka do orzechów był jednocześnie urzędnikiem państwowym, kompozytorem i autorem fantastycznych historii, które nawet dla niego były tak bardzo unheimlich, że gdy pisał, żona musiała go trzymać za rękę. Nie mógł oprzeć się romansom z własnymi uczennicami (uczył muzyki), nieważne, czy były statecznymi mężatkami, czy piętnastoletnimi panienkami. W pracy zabijał czas rysowaniem karykatur różnych dygnitarzy, co czasem źle się dla niego kończyło. W ostatnich latach życia był członkiem komisji tropiącej antypaństwowe spiski, a nocami pił na umór w berlińskich knajpach z cyganerią i wolnomyślicielami. Kiedy umarł, jeden z kompanów zwykł siadywać z butelką w ręku na jego grobie, krzycząc: „Wyłaź!”.

Dość już, dość. Niech zatrzyma się wreszcie ta szalona karuzela dziwaków, łajdaków i nieudaczników. Po co to wszystko, po cóż nam ta cała wiedza?
Może potrzebujemy biografii po to tylko, żeby wciąż od nowa przeżywać moment zdziwienia. Nie dlatego tym razem, że świat istnieje, ale że nie ma w nim reguł, że skrzydła wyrastają u tak różnych ramion. Że jest coś innego, jakaś inna substancja, kapryśna, lecz życiodajna, istniejąca krótko, lecz zazwyczaj powracająca po jakimś czasie, jakby ciekawa, co się z nami dzieje, gdy jej zabraknie. Substancja, na której trudno budować i bez której nie sposób żyć.7 Do napisania tych słów skłoniła Adama Zagajewskiego lektura książek anglosaskich biografów. Przyznaję, ten kosz brudnej bielizny, który tu wysypałam, również zawdzięczam ich wścibstwu. Może nie wygląda ładnie, nosi ślady potu, ale przynajmniej czuje się zapach człowieka.
Polscy biografowie mają inne podejście do sprawy, więc nie będzie tu plotek o rodzimych autorach. Chciałoby się ich także przypisać do jakichś kategorii, lecz brak soczystych anegdot. A intuicyjnie wyczuwam, że byłoby o czym pisać. Taka choćby Konopnicka, co porzuciła męża i sama postanowiła utrzymywać sześcioro dzieci, a mieszkała z panną Dulębianką. Albo ten nasz Brzechwa. Do jego biografii wprost nie sposób się przyczepić. No chyba, że złośliwie wypomnimy mu, iż spod jego pióra wyszły i takie, zapomniane już dzisiaj, brzechwy:
Który tam? Z drogi. Partia kroczy,
Twoja partia ludu roboczy.
Wspólnie pracować, wspólnie budować
Maszerować! Partio, prowadź!8

Przypisy
- Sowa Przemądrzała jest w angielskim oryginale rodzaju męskiego ↩︎
- H. Carpenter Inklingowie. C.S. Lewis, J.R.R. Tolkien, Charles Williams i ich przyjaciele tłum. Z.A. Królicki, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 1999 ↩︎
- cyt. wg: op. cit. ↩︎
- ibid. ↩︎
- ibid. ↩︎
- cyt. wg: J. Wullschlaeger Andersen. Życie baśniopisarza tłum. M. Ochab,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2005 ↩︎ - A. Zagajewski Wspaniała obsesja cz. II [w:] Rzeczpospolita 7-8 stycznia 2006 ↩︎
- cyt. wg: http://polskaludowa.com/napisali.htm#Brzechwa ↩︎