And children swarmed to him like settlers. He became a land
W.H. Auden Edward Lear
Kiedy byłam mała, miałam ulubioną książkę. Książkę na opak – o czarnych stronicach, na których wykaligrafowano białe litery. Pomiędzy prostymi, białym konturem jak kredą na tablicy nakreślonymi obrazkami zostawało jeszcze dość wolnego miejsca, by wziąć do ręki białą kredkę i narysować, co tylko przyszło do głowy: psa baseta, kolegę z parku albo słonia. Każda inna książka, ozdobiona w ten sposób, wyglądałaby na zniszczoną i brudną – ale Dong, co ma świecący nos i inne wierszyki pana Leara to była książka niezwykła. Moje koślawe głowonogi o długich, kłączastych kończynach czuły się tam jak w domu. Były na swoim miejscu w kolekcji dziwolągów, w cudacznej menażerii. Bo u pana Leara każdy jest na swoim miejscu: Okruszek, co nie ma paluszków u nóg, smutny Dong, żeglarze Dżamble o zielonych głowach i niebieskich rękach, Akond ze Skwak i Takie Coś. A jednocześnie nikt nie jest na swoim miejscu, bo zaludniające ten świat stworzenia niewiele wiedzą o sobie, a nie znając przyczyny ani celu swojego istnienia, nigdy nie mogą być pewne, czy miejsce, w którym się znalazły, jest właśnie ich miejscem.
Podobnie musiało być z samym panem Learem.
Należał do pokolenia romantyków, którzy tak lubili we wszystkim różnić się od innych, że stworzyli całą rasę wspaniałych ekscentryków, zaludniających szlaki podróżne od Szwajcarii przez Włochy, aż po bliski i daleki Wschód, cierpiących na podobne choroby i podobnie samotnych. Lear był tej rasy jednym z najznakomitszych okazów. Dwudziestym dzieckiem maklera giełdowego. Epileptykiem. Artystą-samoukiem, który dawał lekcje rysunku samej królowej Wiktorii. Na wpół oślepłym pejzażystą. Cierpiącym na depresję autorem wesołych wierszyków.
Malował też papugi i zwierzęta w menażeriach. Komponował muzykę do poezji Tennysona. Nie lubił ponurych angielskich zim. By ich uniknąć, podróżował. Odwiedził Holandię, Niemcy, Belgię, Luksemburg i Szwajcarię. Przez długie lata mieszkał we Włoszech, wielokrotnie odwiedzał Maltę, Korfu i Wyspy Jońskie, bywał w Grecji, Albanii, Egipcie, na Synaju i w Konstantynopolu, na Sycylii, Korsyce, Krecie i nad morzem Martwym, w Libanie, w południowej Francji, w Indiach, na Cejlonie.
I kota miał imieniem Foss.1
Jak miło jest znać Pana Leara,
Co tyle nabazgrał bazgranin!
Niektórzy go cenią nad wyraz –
Niektórzy zaś mają go za nic.
Ma umysł rozważny i chłodny,
Nos długi, lecz zmienić go trudno;
Naturę – mniej więcej pogodną,
A twarz ma mniej więcej paskudną.
Ma palców coś z dziesięć. (Niedużo
Jeżeli dwa kciuki w to wliczyć).
Przed laty tenorem był w chórze,
Lecz dziś nie ma na to co liczyć!
Siaduje u swego kominka –
A książek pełniutkie ma ściany.
Poczyta, pociągnie znów winka,
Lecz nigdy nie bywa pijany.
Przyjaciół przeróżnych ma wielu,
Figurę jak globus, pstry włos,
Pokiereszowany kapelusz
I kota ma imieniem Foss.
Gdy idzie na spacer w swym deszczo-
Wym płaszczu, to ze wszystkich ulic
Zbiegają się dzieci i wrzeszczą:
«O! Anglik! O! W nocnej koszuli!»
Gdzie gór szczyt – tam płakać zwykł w bólu.
Gdzie mórz toń – tam też łkać gotowy!
Swe mleko kupuje wprost w ulu,
A miód za to – prosto od krowy.
Nie lubi zbyt słabej pić kawy,
Po grecku raz znał jeden wyraz;
Już czas jego minie niebawem...
Jak miło jest znać Pana Leara!
E. Lear Jak miło jest znać Pana Leara
Swoje wiersze, które sam nazwał nonsensownymi, tworzył, czerpiąc pełnymi garściami z wielkiej tradycji angielskich nursery rhymes, popularnych wyliczanek, kołysanek i wierszyków dla dzieci. Brytyjska literatura wyjątkowo dużo zawdzięcza tym radośnie bezsensownym, pełnym poezji bajaniom nianiek (nie powstałaby bez nich choćby Alicja w krainie czarów), a pan Lear tchnął w nie nowego, romantycznego ducha.
Geografia Leara jest mglista i nieuchwytna. To tu, to tam rozbłyśnie w mgle/ Samotny zwodny błysk2 wydobywając z mroku dalekie i bliskie kraje, jak drżące światełko latarni na nosie Donga surowy kraj Grombolianów, z wierzchołkiem wzgórza Chenkli, wyglądającym spomiędzy ciemnych, burzowych chmur. Czy to na szczycie tego wzgórza wznosi się budowla z Tarasem, Salą i wysoką Wieżą, z której obserwowano w zimowe noce wędrującego Donga? O brzegi kraju Grombolianów uderzają gniewne fale Morza Zachodniego – to wiemy, bo po tym właśnie morzu żeglowały w sicie Dżamble, zanim wylądowały koło Zemmery Fidd – gdzie wyniosły/ Stoi Las Wysmukłych Ostryg3. Jednak relacja z wyprawy Dżambli ani słowem nie wspomina o kraju Grombolianów, mówi tylko ogólnikowo, że celem podróży były lądy pokryte lasami4. Wiadomo też, że byli u Jezior, w Górach byli Oślich i w Strefie Strachu i Burzy5. Być może w języku Dżambli kraj Grombolianów nosił inną nazwę, a może był dla nich nic nie znaczącą, krótkotrwałą przystanią, miejscem, gdzie można zaczerpnąć świeżej wody do bukłaków, zacerować zielony żagielek i rozprostować kości, by wkrótce wyruszyć w dalszą podróż. Wiedząc co nieco o naturze Dżambli, przypuszczam, że nazwy odwiedzanych krain nie miały dla nich znaczenia, bo naprawdę dobrze czuły się tylko w drodze, bez względu na to, dokąd wiodła. O, Timbabalu! Czemu ta ich droga właśnie koło Zemmery Fidd musiała się przeciąć z drogą nieszczęsnego Donga?
Niewiele wiemy także o Dżolibolibo, gdzie pewnego dnia zjawiło się Takie Coś, a o Skwak tylko tyle, że pochodził stamtąd Akond. Jak większość dziwnych nazw Leara Skwak zawdzięczamy tłumaczowi. W oryginale miejsce zamieszkania Akonda nazywa się Swat i jest istniejącym okręgiem w północno-zachodnich Indiach, a Akond to rzeczywiście tamtejszy dygnitarz. W wersji angielskiej czytelne są odniesienia do jego pozycji, mamy tam poddanych, pałac i inne akcesoria niezbędne władcy. W polskim przekładzie tego brak, ale może to dobrze, bo przestrzeń, zawiła jak mapa snu, pogmatwałaby się jeszcze bardziej.
A w niejasnej przestrzeni lubią mieszkać niejasne istoty. Efemeryczne stworzenia, które same o sobie nie wiedzą skąd, kiedy, na co, po co, gdzie i jak6 się wzięły. Można powiedzieć za Leśmianem, że to postaci niezbyt pewne swej jawy7 i w tej niepewności pokrewne leśmianowskim stworom pokracznym, niekompletnym lub nadkompletnym, które po świecie, zamiast chodzić, roznicestwiają się i bylejaczą.
Pan Lear rozgrzesza z niekonkretności, mało tego, robi z niej powód do dumy. Takie Coś staje przed wszystkimi zwierzętami Dżolibolibo jak wyzwanie: Takie, siakie czy owakie/ Jestem po prostu: Takie Coś!8 To że się jest, to już coś. A to, że jest się, jakim się jest, to naprawdę wspaniała rzecz (kiedy ktoś urodził się lwem, orłem lub orchideą, te słowa może brzmią banalnie. Ale z punktu widzenia, dajmy na to, zębiełka białawego, to prawdziwa rewolucja). Czy to się komuś podoba czy nie, niepełne i niejasne stworzenia z menażerii pana Leara mają nie tylko prawo do istnienia, dysponują też nieograniczoną wolnością, niedostępną innym, bardziej przywiązanym do własnej formy. Wolno im mieć paluszki lub ich nie mieć, wolno im żeglować w sicie po wzburzonym morzu i błądzić nocami przy świetle lampki zawieszonej na czubku gumowego nosa. Mogą także stale spacerować na obcasach, tańczyć z muchą walczyka albo zakupić sobie jelenia, jak to czynią, pielęgnując swe ekscentryczne obyczaje z prawdziwie brytyjskim zacięciem, bohaterowie limeryków.
A jednak nie mogę nic poradzić na to, że im jestem starsza, tym więcej czytam melancholii w wierszach pana Leara. Kiedy byłam młodsza, to, że jestem ni taka ni siaka nie przerażało mnie, bo oznaczało, że jeszcze mogę być wszystkim. Teraz znaczy, że już raczej nie będę nikim. Na szczęście pan Lear twierdzi, że nie trzeba się tego obawiać.
Tak, im dalej wypływam w morze, tym wyraźniej go widzę, jak siedzi u swego kominka9 . To zapewne ten sam dom w San Remo, gdzie umarł, w trzy miesiące po śmierci kota Fossa. Już czas jego minie niebawem10, ale nie chcę teraz o tym myśleć. Dopóki siedzi tam w fotelu z rzeźbionym oparciem, wśród książek, pękaty brzydal z rozczochraną brodą, trzymając w ręku kieliszek Marsali i głaszcząc drzemiącego na kolanach kota, jest jak jasny ląd, jak brzeg bezpiecznej krainy i daje nadzieję wszystkim ni takim, ni siakim, że dobiją kiedyś do jakiejś przystani.
Przypisy
- E. Lear Pan Lear [w:] E. Lear Dong, co ma świecący nos i inne wierszyki pana Leara,
tłum. A. Nowicki, Drzewo Babel, Warszawa 1999 ↩︎ - E. Lear Dong, co ma świecący nos [w:] op.cit. ↩︎
- ibid. ↩︎
- E. Lear O żeglarzach Dżamblach [w:] op.cit. ↩︎
- ibid. ↩︎
- E. Lear Akond ze Skwak [w:] op.cit. ↩︎
- B. Leśmian Kocmołuch ze zbioru Napój cienisty, 1936 ↩︎
- E. Lear Takie coś [w:] op.cit. ↩︎
- E. Lear Pan Lear [w:] op.cit. ↩︎
- ibid. ↩︎